Ambona myśliwych w lesie

Chciałbym podzielić się z Wami moją historią związaną z łowiectwem oraz zawodem leśniczego, która kiedyś była odległym marzeniem, a dzisiaj jest codziennym zajęciem, a co najważniejsze PASJĄ.

Urodziłem się i wychowałem w małej mazurskiej miejscowości położonej wśród lasów, łąk i pól. Kontakt z przyrodą towarzyszył mi na co dzień. Odkąd pamiętam,  las mnie pasjonował. Każdą wolną chwilę spędzałem na wędrówkach leśnych, podglądaniu zwierząt z ambony starą dziadkową lornetką.  Jako młody chłopak pomagałem ojcu w pracy w lesie zrywając drewno. To właśnie tam po raz pierwszy miałem kontakt z leśniczym. „ Zielony” człowiek z ogromną wiedzą przyrodniczą i leśną, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie wyglądał na człowieka, który kolejny dzień musiał przyjść do nudnej pracy, a na kogoś kto bez tej pracy nie mógłby żyć. Na leśniczych zawsze patrzyłem z szacunkiem i pewnym rozrzewnieniem, bo praca w lesie i mieszkanie w leśniczówce byłoby spełnieniem moich marzeń. Moja chłopięca wyobraźnia zawsze błądziła po lasach. Marzyłem o samotnej leśniczówce, o życiu wśród głuszy, z dala od zgiełku cywilizacji, który zawsze mi przeszkadzał.

Droga do bycia leśniczym była długa i niełatwa, wiele lat edukacji w szkole oraz na studiach leśnych, mnóstwo egzaminów, praktyk i kursów. Tak zaczęła się moja przygoda z leśnictwem jako pracownika Lasów Państwowych. Zostałem leśniczym z zawodu jak i z zamiłowania. Pozyskanie drewna, sadzenie lasów, sprzedaż opału, doradztwa, nadzorowanie prac leśnych, ochrona rzadkich roślin, dbanie o czystość, ochrona przyrody to tylko niewielka część moich… no właśnie, obowiązków czy przyjemności? Z całą pewnością to drugie.

Druga moja pasja, pasja do myślistwa nie wzięła się od tak, ona była cały czas we mnie. Potrzebowałam tylko odpowiedniego czasu, miejsca i ludzi, aby ją uzewnętrznić i rozwinąć. Łowieckiego bakcyla połknąłem jako kilkuletni chłopak. Nieopodal rodzinnego domu w pobliskich lasach organizowane były polowania. Nasłuchiwałem sygnałów łowieckich, szczekania psów myśliwskich wypędzających zwierzynę z lasu, strzały, wrzawę i okrzyki naganiaczy. Szczególnie w pamięci zapisało mi się spotkanie z pewnym myśliwym podczas spaceru po lesie. Kolejny „zielony” człowiek z kapeluszem na głowie i dubeltówką na ramieniu, który swoją pasją, wiedzą łowiecką i ciekawymi przygodami z przyrodą w tle wzbudził moje zainteresowanie. Z tęsknot dziecięcych powstała największa pasja mojego życia – łowiectwo. Po odpowiednim kursie, egzaminach i uzyskaniu uprawnień zostałem myśliwym.

Przez cały rok jest dużo pracy w łowisku. Zimą i wiosną dokarmiam zwierzynę, potem szacuję szkody przez nie wyrządzone, a nie jest to łatwe. Dochodzą do tego bieżące prace gospodarcze i uprawa poletek łowieckich. Lato – to też okres wzmożonej pracy wszystkich członków koła. Oprócz polowań przygotowujemy paszę do dokarmiania zimowego, pilnujemy upraw rolnych, szacujemy szkody, naprawiamy uszkodzone urządzenia łowieckie. Jesienią intensywnie pilnujemy upraw rolnych, zwłaszcza pól kukurydzy i łąk. Tak wygląda mój rok kalendarzowy w łowisku, a polowań na pewno jest mniej w okresie wiosennym, bo wiele gatunków zwierząt łownych ma okres ochronny i polowań się nie wykonuje.

Spędzam dziesiątki godzin w polu czy kniei, na ambonie lub w kopie siana, podziwiając wschody i zachody słońca, dywany mgieł, babie lato, słuchając rykowiska, żabiego koncertu, ptasiego śpiewu czy klangoru żurawi, aby podelektować się smakiem wybornej dziczyzny przyrządzonej według różnych tradycji i receptur. Na tym polega urok polowania. Bycie myśliwym pozwala mi dostrzec piękno przyrody i zachowania zwierząt w sposób, w który ‘zwykły’ człowiek nie jest w stanie zobaczyć. Myślistwo uczy pokory oraz szacunku do przyrody.

To już dziesięć lat z dubeltówką u boku, kapeluszem na głowie, dziesięć lat wspaniałych polowań i wspomnień. Choć jak dziś pamiętam młodzieńcze łowy, gdy wszystko wokół działo się po raz pierwszy,  pomimo upływu czasu, ciągle widzę, słyszę i przeżywam je na nowo. Moi koledzy myśliwi odziedziczyli tę pasję po ojcach lub dziadkach, mam nadzieję, że moje dzieci odziedziczą ją po mnie.

Jeżeli chodzi o pasję, to mogę uważać siebie za szczęściarza, bo była i jest obecna w każdym momencie mojego życia.

Z myśliwskimi pozdrowieniami DARZ BÓR

Ireneusz Kuciński

Zielony człowiek
Skip to content